środa, 21 lipca 2010

Granica z Armenia, monastyr w Sanahin



Dojazd do granicy Gruzinsko-armenskiej na stopa okazał sie nie byc tak proste jak zwykle. Samochod jadacy akurat do granicy zdarzal sie raz na 15 minut. Ale pozostalo nam uzbroic sie w cierpliwość i usmiechac sie jak najpiekniej do przejezdzajacych kierowcow;) Taktyka jak zwykle: my z Kasia łapałyśmy, chlopcy sie chowali.W koncu udalo sie złapac tira. zapytalysmy czy wezmie dwoch malczikow ( chlopakow)- zgodzil sie. Po ok 15 minutach i do nas usmiechnelo sie szczescie- kolejny tir zatrzymal sie. Wybłagałyśmy kierowce by wziął 3 osoby, mimo ze policja jest u nich bardzo rygorystyczna jesli chodzi o przepisy ruchu drogowego. Obiecalismy ze bedziemy sie chowac w razie czego, wiec kazal usiasc nam na lozku, a Kasia siedziala na siedzeniu pasazera. Tak oto, bardzo przepisowa predkoscia( o dziwo) przy muzyczce gruzinskiej dojechalismy pod sama granice gdzie czekali juz na nas chlopcy:)Pora na przejscie granicy: 10 dolarow na wize, wnioski do wypelnenia i po kwadransie w naszych paszportach pojawila sie kolejna pieczątka:)Z najlepszymi zyczeniami milego zwiedzania od celnikow przeszlismy na teren Armenii, gdzie kawalek dalej rozlozylismy sumki( plecaki) czekajac na armenskiego stopa. Sytuacja byla o tyle trudna, ze samochody jadace przez granice sa zazwyczaj przepelnione. Liczylismy na tira, ale i tym razem nie dalo rady, bo kierowcy bali sie brac tyle osob. Udalo nam sie zatrzymac i wyblagac jeden samochod przewozowy, by podwiózł nas do glownej drogi na Alaverdi- miasto, z ktorego moglismy przedostac sie do monastyrow. Udalo sie!3 osoby do bagaznika jechaly z paczkami 2 litrowych napojow armenskich zamkniete jak sardynki w puszcze, dwie z przodu rozmawialy z kierowca. Na glownej drodze nie bylo wiele lepiej- samochodow bardzo malo. Udalo nam sie zatrzymac marszrutke, i po zaplaceniu utargowanej sumy dojechac do Alaverdi. Miasto nie grzeszylo pieknem.. stare, rozpadajace sie bloki, pozostalosci kopalni miedzi, a wszytko to otoczone niesamowicie pieknymi gorami, co dawalo niesamowity kontrast. Zdecydiowalismy sie przemiescic do pierwszej wioski z sredniowiecznym monastyrem- SANAHIN. Podjechalismy na gore mala kolejka linowa, za jedyne 300 dram ( ok 3 zl) i po kilometrze bylismy juz na miejscu. Monastyr piekny- kilka kaplic, biblioteka, dzwonnica, obok pietrzacy sie na malym wzgorzu cmentarz. Obok babuszki z Armenii sprzedajace recznie robione souveniry. Zaraz obok pietrzyla sie gorka,a na jej szczycie mala polana, idealna na rozbicie dwoch namiotow. Chlopcy poszli po produkty na kolacje, my poszłyśmy sie myc do centrum wioski ( tylko tam bylo zrodlo wody)co jak zwykle wywołało poruszenie wśród mieszkańców wioski ( zwłaszcza tych młodych, którzy nie mając co robić późnym popołudniem przyglądali się z lekkim uśmiechem jak dwie turystki odbywają kąpiel po środku ich wioski. Wieczorkiem całą ekipą spedzilismy bardzo mily czas przy armenskim winie i piwie z widokiem z jednej strony na pelen blokow Alaverdi, z drogiej na kolejne wioski posrod zielonych wzgorz. Wieczor godny zapamietania..:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz