wtorek, 27 lipca 2010

Szczyt Aragac





Namioty rozbilismy na przepieknej polanie u podnoza gory. Dolina plynely strumienie lodowcowe, w ktorych kapiel o zachodzie slonca byla niesamowicie orzezwiajaca i dostarczała wiele przyjemnych wrazen;)Sumki(plecaki)zostawilismy w namiotach i zdecydowalismy się na atak góry Aragac. Gorka o czterech szczytach wyglada niepozornie, a jednak droga przez ruchome lupki dala nam sie we znaki..ale warto bylo!Mimo szczerych checi porannego wstawania, udalo nam sie wyruszyc dopiero ok godziny 11:30. Z początku piekne, zielone, kwieciste polany lekko pietrzace sie w gore. Pozniej troszkę bardziej stroma sciezka zwirowa, a na ostatnie 3h przemila kamienista, stroma droga, na ktorej niejeden raz zastanawialismy sie kiedy pojdzie lawina. Ale kazdy z nas mial na to swoj sposob;) Michal, jak to powiedzial, kical przez kamienie nie pozwalajac na osuniecie sie, Kasia, szla prężnie przed siebie, nie myslac o wiszacych nad nia skalach tylko wpatrując sie w zblizajacy sie szczyt, reszta szła na chybił trafił spontanicznie wybierajac droge pozornie wyglądającą na najbezpieczniejszą podtrzymujac sie kijkami trekingowymi. Tych wierzcholkow, ktore mialy okazac sie ostatnimi bylo po drodze dobre kilka, zanim w koncu zobaczylismy krzyz na prawidlowym szczycie, a to i tak tylko jedna czwarta Aragac, bo przeciez ma on 4 wierzcholki;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz